poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Martwe ciało Mavericka Anna Kapes

Najpierw urzekła mnie okładka.
Później zainteresował mnie fragment recenzji Marty porównujący "Martwe ciało..." do twórczości Pratchetta.
I tyle wystarczyło. Od obrazu przez słowo do pierwszego rozdziału.

Rzeczywiście, czuć delikatny oddech Terry'ego Pratchetta, z czym autorka się zresztą nie kryje. Sama jednak pewnie bym na takie porównanie nie wpadła, bo Świat Dysku jest aż przeładowany językową ekwilibrystyką, natomiast u Anny Kapes skupienie na akcji jest nieco większe niż na cięciu i gięciu słów.

Bardzo mi się podobał humor sytuacyjny i inteligentne - lub czasem nie bardzo... - pyskówki. Jednocześnie starałam się nie przywiązywać wagi do elementów mniej radosnych, których chcąc nie chcąc nie da się uniknąć: w końcu całość traktuje o pewnej formie nie-życia, co samo w sobie zabawne nie jest. Chyba że kogoś bawi, jak mu na przykład ręka odpada. Albo nos się przesuwa. Lub jeśli ktoś lubi być garnkiem.

Znajdą się tu fragmenty potencjalnie refleksyjne, ale to trochę zależy od typu czytelnika, jego nastroju i chęci szukania drugiego dna lub głębszej głębi. Ja szukałam humoru i na tym poprzestałam. I bardzo chcę przeczytać coś nowego spod pióra autorki.

Myślę, że ci, którzy są zmęczeni tematyką wampirów czy zombie, śmiało mogą po tę pozycję sięgnąć. To tak naprawdę tylko skutek uboczny życia i temat marginalny. Jeśli tylko temat marginalny może być w centrum...

A najbardziej polecam tym, którzy lubią się pośmiać z trącącej fantastyką abstrakcji. Albo trącącej abstrakcją fantastyki...


2 komentarze:

  1. Też chętnie przeczytam coś jeszcze, bo jestem ciekawa jak rozwinie się autorka. A wiesz że mam dla Ciebie egzemplarz, a tu widzę, że już masz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam! Na Legimi czytałam, więc bardzo chętnie przygarnę :)

      Usuń